niedziela, 2 czerwca 2013

"Seks, prochy i rock & roll”

czyli, współtworzenie rzeczywistości. 

Takie wrażenie zostało mi po oklaskach na dzisiejszym wieczorze w Tatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi, jakie otrzymał za swoją doskonałą grę aktorską Bronisław Wrocławski w monodramie  
 "Seks, prochy i rock & roll” Erica Bogosiana. Współtworzenie rzeczywistości... i zaraz przychodzi mi na myśl fragment wiersza ,„Upośledzeni/śmy”, który napisałam i zamieściłam w tomiku "Drogowskaz"...Czasem Tacy/śmy obrzydliwie niefrasobliwi...
Początek spektaklu - aktor w lekki, wydawałoby się żartobliwy sposób zwraca się do widza,(słychać nawet śmiechy), częstuje orzeszkami solonymi...ale zaraz potem, to co mogło wydawać się zabawne, staje widzowi i nam wszystkim w gardle (mi stanęło), kiedy tylko aktor, życząc smacznego zajadania, przywołał obraz głodujących w Afryce.
I już w tym właśnie momencie wiedziałam, że nawiązałam kontakt z twórcą monodramu...


Ciekawe w ludziach jest to, że lubią się mienić dobrymi. 
Gdzie dobroć ta?  
W wnętrznościach przepełnionych przepychem stołu?  
Czy ta fermentacja, to właśnie dobro?               
Kiedy tam, po drugiej stronie globu,
wnętrzności przepełnione powietrzem,  
że aż widać je pod przeźroczystą jak plazma skórą.
                                                                                 E.Mc
Wspaniała kreacja aktorska. Artysta po arcymistrzowsku wciela się,przeobraża w różne postaci i w każdej z nich jest wiarygodny, grając żebrzącego o grosz biedaka, czy bogatego "biznesmena" czy też uzależnionego.
Siedzę teraz sobie i rozmyślam...
Jakie we mnie emocje? Jestem zachwycona kunsztem, aktora.Bronisław Wrocławski dał z siebie wszystko. Choć wydaje mi się, że ten rodzaj sztuki, jest trudny, Trzeba utrzymać kontakt z widzem i zatrzymać jego uwagę( to bycie na solo z widzem, taki rodzaj ringu/ sparingu). Takie spotkanie wymaga więcej. I to więcej, zobaczyłam. Zobaczyłam zapał, pasję i talent. Bo trzeba go mieć wiele, aby przez 100 minut bawić, wzruszać i poruszać widza.
Na pewno, to co zobaczyłam i przeżyłam pozostanie długo w mej pamięci.
Portret ludzi... zapędzenie, bezmyślność, fura, skóra i komóra, jak to mówią modzi... Portret ludzi przedstawiony w ironiczny sposób, ich statusy społeczne i materialne sfrustrowanych konsumpcjonistów. Portret ludzi budzących raz to współczucie, raz odrazę. Powiem szczerze, że moje emocje monodram wzburzył. A najgorsze w tym jest to, że nie wiem czy to co zobaczyłam, jest przerysowane. I chyba ze smutkiem muszę przyznać, że wedle mojej oceny niestety nie. Czyżbym była małej wiary w człowieka, czy może po prostu wnikliwie (jak twórca)obserwuję życie.
mi się pchają tu co chwila przemyślenia zaistniałe w moich wierszach. Ale nie o nich chciałam pisać. Tylko, że właśnie one wyrażają to, co reżyser chciał nam widzom przekazać. 
W pogoni za ... 
tracimy to, co w życiu najważniejsze, a "zapychamy" pustkę tym, co jest namiastką życia.
I znów fragment wiersza, tym razem kończący tomik ..."życie to nie bieg, życie to cud"...
Jedno wiem na pewno. Spektakl wart obejrzenia, zatrzymania i przemyśleń. A na pewno braw, długich i intensywnych.
Polecam- warto być, obejrzeć.

A ja, z tego tu miejsca...napiszę, bo trudno tego nie zrobić.  Spędziłam dziś super miłe popołudnie z Beatką Stec, która zaprosiła mnie na spektakl... Tak sobie myślę dziś o tym, ile może przetrwać przyjaźń... i wyszło, że jak się ją pielęgnuje to ponad 20 lat. Dzięki Beaciu.

2 komentarze :

  1. I jak powiedziałby Violetta Kubasińska(przez dwa t)...i Vis-à-vis ;)
    I ja Ciebie Beaciu niezmiennie od dwudziestu ponad lat :)

    OdpowiedzUsuń