poniedziałek, 26 listopada 2012

Nobliści...Doris Lessing, "Lato przed zmierzchem"



Doris Lessing, "Lato przed zmierzchem"
Do przeczytania tej pozycji zachęciła mnie rozmowa pani bibliotekarki z czytelniczką.Poprosiłam przesympatyczną panią z Biblioteki Miejskiej (dzięki ci boziu za bibliotekę) o nowości... Wypożyczone, niestety...
Proszę więc o polecenie dobrej książki...- Może zaproponuję książkę Doris Lessing, jest "Lato przed zmierzchem"... trudno się ją czyta, brak dialogów...hmmm myślę sobie bez dialogów?
Ale czytelniczka mówi, nieee, proszę się nie zniechęcać. 
Wspaniała książka i wspaniała autorka...dalej o rozmowie nie piszę, 
ważne że, tak oto trafiła do mnie książka noblistka...hihihi.

Oczywiście, jak każdy (tak mi się zdaje) zaczęłam książkę od tego co jest na końcu książki...czyli notki.

  ...Czy kobieta - matka potrafi przemienić się w kobietę - kochankę? Czy kobieta, która wychowała czworo dzieci, potrafi jeszcze żyć własnym życiem? Czy kobieta po czterdziestce ma w sobie dość odwagi, by zdrapać pieczołowicie pielęgnowaną maskę? Kate Brown zgadza się współpracować jako tłumacz na ważnej konferencji. Jest lato; mąż, córka i synowie porozjeżdżali się w różne strony świata. Kate nawet nie przypuszcza, że będzie to najważniejsze lato w jej życiu...
Myślę sobie, no coś te pytania tak kole mojej daty.,na czasie czyli. 
Powieść dobrze się zapowiada.No cóż...ponieważ zasadniczą treścią tej książki jest myślenie, miałam o czym, nad czym rozmyślać razem z bohaterką.Nie doszukałam się akcji wartkiej jak rzeka,za to doczekałam się rzeki myśli/przemyśleń.
 
Bohaterka książki to Kate Brown. Kobieta po czterdziestce, żona, matka czworga dorosłych dzieci. To kobieta która dla dzieci, męża, rodziny gotowa jest do największych poświęceń. Zbieg zdarzeń, niespodziewanie zmienia jej poukładane,dopięte na ostatni guzik życie.Właśnie te niespodziewane zbiegi zdarzeń prowadzą ją do podjęcia pracy jako tłumaczka międzynarodowych konferencji.Dzięki temu zajęciu kobieta po raz pierwszy ma szansę sprawdzić swoje zdolności organizacyjne na polu zawodowym,nie jak do tej pory rodzinnym/domowym.Praca daje możliwości podróżowania po świecie, przez co odnajduje się w zupełnie odmiennej dla siebie rzeczywistości.Powieść przedstawia los kobiety, która na nowo uczy się siebie, uczy się życia, stawia pierwsze kroki, bada i odnajduje się w sytuacjach i terenach, które dotąd nie były jej znane. To losy kobiety, która po latach bycia w schematach, pozach, nieuświadomionych "maskach",postanawia poprzez poznawanie tego co dla niej nowe, wyjść z cienia własnego życia i wyobrażenia o nim. Mierzy się ze swoimi nieuświadomymi ograniczeniami.
Historie Kate,są podzielone na pięć etapów.                                                                 
W domu - "Żywność dla Świata"- Urlop - Hotel - Mieszkanie u Mauereen.              
Nie opiszę tu ,czy też nie streszczę całej książki,napiszę tylko,że książka przypadła mi do gustu. Nie było tu dialogów, to fakt. Ale były dialogi te wewnętrzne bohaterki, również i moje czytelniczki/kobiety.Dla mnie bardzo czytelne.              
 Doświadczanie Kate Brown odbywa się przede wszystkim przez konfrontację.To konfrontacja z życiem tym na zewnątrz,ale też tym wewnątrz. Wszystkie wyzwania,wyzwalają w niej to, co tkwiło gdzieś głęboko.Są zapalnikiem do głębokich przemyśleń do wyjścia na przeciw samej siebie.
Jak dla mnie książka napisana prostym językiem, jednak kunsztowną techniką, a sama treść pozwala razem z bohaterką,przedzierać się po zakamarkach własnego życia.
 Myślę,że z chęcią wypożyczę inne książki tej pisarki.

Sekretnik.

.(napisane,kiedyś)...
Jest pierwsza w nocy, wszyscy „normalni” ludzie śpią i niektórzy z nich pochrapują(słyszę zza ściany). 
A ja rżę, tak rżę jak koń i tylko spoglądam, czy zaraz zza drzwi nie wejdzie obudzony rżeniem, już nie śpiący J. 
Czytam „Sekretnik”, część II Pamiętniczek… 
a dokładnie Sekretne pamiętniczki planu filmowego. 
ŁUKASZEK: Po półgodzinnych debatach zakończonych (do serwisu)
 producentce udało się otworzyć maskę własnego samochodu. No gratuluję! 
Gdzie ona kupiła prawo jazdy? ….(RŻĘ).                                                                
 Kasia: Od czterech godzin trzymam w rękach cholernie ciężką szklana kulę,
a Konrad z Bartkiem  nastawiają ostrość. 
Czwartą godzinę słyszę: „Kasia, potrzymaj ją jeszcze trochę… A teraz w prawo… 
I trochę w dół… i teraz  w górę… Nie, za bardzo w górę, jednak w dół…”. „
jakie w dół, k…wa, dobrze było!!”. „No to w górę… I trochę w prawo… 
Dlaczego ta ręka tak ci się trzęsie? Nie może ci się trząś! My wyostrzamy! Niech przestanie!!”.                                        
Potrzymaj, debilu, kilogram szkła przez cztery godziny, to… 
„Nie, chyba jednak w dół…”. Sp…laj!!!  
(RYCZĘ, nic nie widzę łzy mi wszystko zalewają).                                 
Katarzynko, niezły z Ciebie wariat /uńciu (żeby nie wyszło, że niegrzeczna żem, albo co). Cię proszę, całą książkę napisz w takim stylu pamiętniczkowym.                        
Re we la cja. Gimnastyka dla mięśni brzucha, po co siłownie(brrr).A wyobraźnia w szczytowej formie, takie scenki widziałam ,że jeszcze mam uśmiech na twarzy. Kocham Cię wariatuńciu, jak nic to, to uczucie.I podziwiam. 
Za to jaka masz siłę w sobie, jaką determinację, że o pomysłach nie wspomnę. Chciałabym napisać , Ty to masz fajnie, ale nie chcę w łeb książką w twardej okładce oberwać ;) , więc nie piszę. Wiem, ile trzeba dać z siebie(czytałam ze zrozumieniem), żeby osiągnąć swój cel.                                                                     
Dziękuję za Ciebie. Dziękuję za słowa końcowe:
Miej tylko odwagę, by marzyć. Bądź wierna . Idź.
Będę szła z tym przekazem i spełniała marzenia. A Ty, pisz… pisz… pisz…

Czy jesteś drimerką? Jeśli nie (choć myślę,że jesteś).
"Sekretnik",to książka,"poradnik" właśnie o tym - jak drimować, 
czyli jak marzyć skutecznie,czyli jak marzenia wprowadzać w życie.
To książka o tym,że w każdym z nas tkwi potencjał,wystarczy sobie tylko to uświadomić. Tak,ta książka,przypomina o tym jaka mamy MOC w sobie.
"Sekretnik" pokazuje czym jest wiara w marzenia,Wiara przez duże W. 
Z nią nie ma rzeczy niemożliwych."Sekretnik" to zabawa(ja się śmiałam do łez),nauka,ćwiczenia(ja zeszycik mam),poznawanie samego siebie.

Może i to nie jest recenzja książki (na pewno nie jest!), ale polecam z całego serca,warto przeczytać.
                                                                                                   Ewa M.

wtorek, 20 listopada 2012

Śledzik,że mniodzio,ach.

Śledzik lubi pływać, to się wie ;)
Mój pływa, raz w mniodku, raz w oleju.Czasem w śmietanie,czasem skryty pod pierzynką.
A ponieważ każdy jego wysokość śledzia w oleju zna,
podam swoją najulubieńszą postać śledzika.
Czyli : Śledzik w miodku- pychota.
Metodą jak już wieta ,zakupu należy nabyć, płaty śledziowe4/5 sztuk, cebulę 4/6 dużych sztuk,
mniód ( absolutnie,taki co go pszczółki same wyprodukowały,pracowicie i mozolnie) koncentrat pomidorowy,olej.
Dalej to już prościzna. Jak już na kuchennym stole leżą wszystkie produkty,
4-5 płatów śledzia
4-6 dużych cebul
miód tylko naturalny 4-5 łyżek

2/3 łyżeczki koncentratu pomidorowego
olej.

no to do roboty, do roboty...
 Śledzie wymocz w wodzie, następnie odsącz i pokrój w dzwonki.
Obraną i pokrojoną w grubsze plastry cebulę wrzuć na rozgrzany na patelni olej.

Pruż do miękkości(nie przesadzaj z miękkością)cebulę ciut posól.,można odrobinę wegety
Na 5 min przed końcem prużenia dodaj 4-5 łyżek miodu,koncentratu pomidorowego,
posyp pieprzem i dosmaż.
Cebulka musi troszkę przestygnąć.(ciepła cebula tak skruszy śledzika, że jest jak masełko)
Na półmisek wykładaj warstwami cebulę, śledzik........cebulę.

Odstawić śledzika na noc do lodówki,a potem to już tylko...
Smacznego.

Ja z niecierpliwości zajadam po 1-2 godzince przebywania w lodówce,więc...
 idę coś zjeść, bo jakoś zgłodniałam hihihi.

wtorek, 13 listopada 2012

Kawa i ciastko w jednym,czyli tiramisu.

Dziękuję, nie.
Nie, bo nie lubię tiramisu...
Oooo, czyżby??? 
No i spróbowałam...i...uwielbiam.
Czyli o tym, jak Nela przekonała mnie swoim ciastem,
że właśnie lubię tiramisu i to jak !!!

Będąc we Wrocławiu u Nelusi, 

miałam przyjemność spałaszować przepyszne tiramisu.

Nic w tym szokującego?  

A jednak, bo w zasadzie nie wiedząc czemu,

byłam przekonana, że nie lubię tego ciasta.

Jakże się myliłam.

Podróże jak mówią mądrzy ludzie, kształcą...i dużo w tym prawdy

Ja przekonałam się o tym, na pewno.

Jeśli więc, tak jak ja, nie lubisz tiramisu, 

ten przepis jest absolutnie dla ciebie :D

Nie masz ochoty na pieczenie ciasta?

Tym bardziej go polecam.

Spodziewasz się gości,to szybkie w przygotowaniu ciasto może posłużyć za lekcję pokazową twoich zdolności ;)

ten, niewymagający pieczenia tort na każdą okazję sprawi...

Raz ,dwa ,trzy i Tadam !!! 

Witasz przyjaciół i błyszczysz.




Składniki:
- 2 opakowania serka
naturalnego(z biedronki oczywiście).
-  cukier .
- 2 jajka , 50 ml likieru migdałowego
/ kawowego,czysty alkohol.
- 1 szklaneczka szatańsko mocnej kawy
- 2 opakowania biszkoptów w kształcie „kocich języczków”
- kakao /lub czekoladowe ozdoby do dekoracji,jak kto ma fantazję.

-śmietanka 30% (na pierzynkę) 
Sposób przygotowania:
 
Oddzielamy żółtka od białek.Cukier(4-5łyżek) ucieramy z żółtkami, dodajemy serek i likier(jak kto lubi dodaje). 

Białka ubijamy z cukrem (1 - 2 łyżki) ,dodajemy do masy,mieszamy.
Warstwę biszkoptów układamy w dużej, płaskiej salaterce/blacha,
każdego po kolei uprzednio,delikatnie nasączając wystudzoną kawą z dodatkiem czystego alkoholu. tzw poncz?
Tak ułożone,przykryć grubą warstwą masy serowej, po czym powtórzyć całą operację, kładąc kolejną warstwę biszkoptów i masy. 
Na całość nakładamy ubitą z cukrem((2/3 łyżki)śmietankę 30% .
Z wierzchu posypujemy przez sitko kakao i/lub udekorujemy np. listkami czekolady. 
Wstawiamy ciasto co najmniej-na godzinę do lodówki. 
Trzeba to przetrzymać.
I zajadamy, zajadam, zajadamy... 
Smacznego.
P.S cukru dodajemy w zależności od tego jaki poziom słodkości jest dla nas przyswajalny ;) najlepiej sprawdzić to w trakcie organoleptycznie,
mało...no to dodajemy,dodajemy :D.
Pamiętamy jednak,że
...cukier szkodzi hahaha.



 

Marchewkowe pole.

                                                      Marchewkowe pole.


Czyli o tym,
niech was nie zwiedzie ten apetyczny korzeń,
               bo nawet marchewki mogą być bombowo kaloryczne.

 Żeby, zagłuszyć wyrzut sumienia( a taki posiadam zawsze tuż po zjedzeniu ciasta) postanowiłam wypróbować przepis z marchewką. 

Marchewka, samo zdrowie, no tak? No tak.
To i na sumieniu lżej będzie.Przecież dobry humor, zawsze w cenie.
Tak więc zabierając się zasadniczo za swoje cenne zdrówko, 
nabądź w sklepie metodą zakupu takich oto składników : 
Marchewkę -samo zdrowie + inne dodatki.
Kiedy już wszystko zakupione,zbieramy się do domu i pieczenie w ruch. 

Składniki  do Marchewkowego Pola.


4 jajka.
1 szklanka cukru.
¾ szklanki oleju.
 2 szklanki mąki.
 2 w przypływie szaleństwa 3-szklanki startej na drobnych oczkach marchewki - pamiętajmy- samo zdrowie!!!
1 łyżeczka proszku do pieczenia. cynamon,
gałka muszkatołowa
bakalie-  
rodzynki,posiekane orzechy włoskie,skórka pomarańczowa jak kto lubi( o w życiu, nie lubię). Może być ananas pokrój go ,nic się nie bój  (to plotka że,podobno niedawno wyszedł z puszki) , wiórki kokosowe(50gram),dodaj to co zechcesz,wedle osobistych, ulubionych dodatków. No po prostu dodajta co chceta ;)

Składniki na kołderkę/czy pierzynkę, czyli polewę ?
 

- do śnieżnej pościeli potrzeba:
  • 400 g cukru pudru (można mniej)
  • 100 g naturalnego serka.
  • 50 g masła
Mikserem ucieram masło z cukrem,dodaję serek,mieszam
Wstawiam do lodówki, aby polewa lekko stężała.

 Można zrobić wersję z śmietanką 30% (można i to i to, na bogato, jak to młodzież mówi).

Jaja ubijamy (bez obaw o konsekwencje)  z cukrem.

Dalej po kolej dodajemy olej (wymiąchać) + mąkę + proszek do pieczenia+cynamon i szczyptę sproszkowanej gałki (muszkatołowej ,oczywiście) +zdrową żywność, czyli marchewkę + bakalie, też samo zdrowie.
 Wymieszane, wlewamy do naczynia/formy i wkładamy do piekarnika ok 180 stopni ,
na około 40/45 min( każdy swój piecyk zna, kiedy przypala znienacka lub nie dopieka)więc dostosować.
Żeby nie było aż tak zdrowe...bo nie trza się od norm odchylać.
Na uwieńczenie dzieła pokrywamy Marchewkowe pole, warstwą śnieżnej bieli.
czyli ciasto pod pierzynką z :
Serek naturalny  ja używam z biedronki( zadziwiające ile z biedronki można zrobić) ...
tak więc serek + cukier w ilości 2 łyżków i śmietanka 30 % a co tam .
Co ja wam będę kalorie wyliczać, a za boga tego nie zrobię, tym bardziej ,że przecież ....marchewka !!!
Kiedy ciasto wystygnie przekrawamy na 2 części i ...
zaraz chwileczkę, nie,nie kroimy w pionie,jeszce nie jemy!
W poziomie,do przełożenia polewą i pokrycia kołderką i dolodówki.na chwilkę
Na prawdę, wiem, też się trzymam ostatkiem sił.














Bananowy jest,po prostu żywot mój.

Bananowiec, czyli jak zapach bananów zaistniał jako ciasto.
Najpierw w głowie,a w następnej fazie jako podwieczorek(kolacja, śniadanie ,przekąska...ooo,ciasta moja zgubo).
Będąc na zakupach w pewnym  markecie, zwanym przez nas,znaczy/się domowników "picipolo" ,
zwabionam zapachem bananów, na stoisko z owocami czem prędzej pobieżyłam.

Załadowałam calusią reklamówkę pysznych, dojrzałych(tylko takie lubię) owoców z dalekich krain.
Dojrzałe,bo takie właśnie najlepsze do zaistnienia ciastowego.
Nabyłam również metodą zakupu galaretki,masełko oraz pozostałe produkty do tegowoż potrzebne.
No ludzie ratunku, regały, półki, kasa,ja się ciasta nie doczekam! !!
A poniżej przepisik.
Przyznam się szczerze,że biszkoptu nie popełniłam(bo dziergałam również sałatkę warzywną,to i czas chciałam oszczędzić),tak więc zamiast biszkoptu poszły na podkład biszkopciki.
Ale babanowcowi niczego nie ujęło,smaku znaczy/się.

Jak powstaje Bananowiec.

Warstwa bananowa:
4/5 większe banany
1 masło
1 żółta galaretka -(ja dałam ananasowa/agrestowa).
3 żółtka
1 szklanka cukru pudru
1 łyżka żelatyny
Galaretkę rozpuścić w jednej szklance wody.
Masło utrzeć z cukrem, żółtkami, dodać rozdrobnione banany, utrzeć. 
Wlać chłodną ,lekko stężałą galaretkę, dodać żelatynę i wymieszać.

Warstwa z pianką:
3 białka
1/2 szklanki cukru pudru
1 galaretka dowolnego koloru (ja dałam o smaku agrestu )

Białka ubić z cukrem pudrem na sztywno. Dodać galaretkę rozpuszczoną w szklance wody. Wymieszać.

Na ostudzony biszkopt(tudzież w zastępstwie biszkopciki (nasączonych ponczem) nałożyć masę bananową,  
włożyć na chwilę do lodówki aż zastygnie. 
Potem na masę wyłożyć druga warstwę biszkopcików (nasączonych ponczem)-
 ja zrobiłam herbatkę truskawkowo/waniliową + alkohol)
Następnie wykładamy piankę. I znów całość ląduje do lodówki,żeby pianka "zesztywniała".

W międzyczasie, kiedy pianka "sztywnieje",bijemy śmietanę,bez strachu,że będą konsekwencje,(no chyba,że na boczkach,ale co tam,jak to mówi piosenka...co użyjem to dla nas, bo za sto lat nie będzie nas). 
Ja położyłam jeszcze pokrojonego banana,(przed śmietanką).

Ubita śmietanka,ląduje na "sztywnej" piance.A na koniec komplet ląduje w lodówce na kilka godzin.
Wiem, trudno się powstrzymać, ale jak mus to mus ...wytrzymam ;)





Składniki na biszkopt:

Wersja dla zapracowanych : kup 2 paczki biszkoptłów :) 
i dla zapracowanych...mniej :
 
4 jaja
1 szklanka cukru pudru
1/2 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki mąki ziemniaczanej
2 łyżki przegotowanej wody
1 łyżeczka proszku do pieczenia.

Jajka zmiksować z cukrem pudrem, następnie dodać mąkę pszenną + ziemniaczaną,
do kolejki ustawia się  woda i proszek do pieczenia. 
Całość zmiksować na gładką masę i wstawić do piekarnika. Piec około 30-35 minut w temperaturze 180 stopni.

Smacznego zajadania :)

czwartek, 1 listopada 2012

Pożegnalny list.

Jak,co roku spotkanie przy grobach.
Ludzie bliscy i obcy krzątają się,
stroją miejsca spoczynku swych bliskich.
Płomień świeczki dla tych co odeszli,
tam gdzie ziemskie problemy nie mają znaczenia.
1 listopada,taki to dla mnie czas wewnętrznych przemyśleń.
Stojąc przy grobie skłaniam głowę nisko,
dziękując Ci Mamo za wszystko...
Za całą Twą miłość  i mądrość matczyną.
Za to, że zawsze we mnie wierzyłaś  i wspierałaś w każdej chwili mojego życia.
I proszę  Cię Panie Boże,  opiekuj się nią,  tam w domu Twoim,
tak jak ona opiekowała się  nami,
i bądź dla niej cierpliwy,tak jak  ona cierpliwa była,
i sprawiedliwy bądź w sądach, tak jak ona sprawiedliwa w swoich sądach była,
i wybacz błędy, tak jak ona potrafiła wszystkim wybaczać.
I płaszczem ochronnym swojej miłości ją otul, tak jak ona swym płaszczem miłości nas otulała.
Nic więcej nie mówię. O nic więcej nie proszę.
Ty przecież wiesz o niej wszystko, mieszkałeś przecież w jej sercu od zawsze.
Dziękuję Ci za mamę.


Gabriel Garcia Marquez, rozesłał pożegnalny list, do swoich przyjaciół,
chciał aby był on rozpowszechniany w Internecie. 
 "Gdyby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi
odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej, jak potrafię.

Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem.

Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich znaczenie.

Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi
oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują,
budziłbym się, kiedy inni śpią. Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia,
ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me
ciało, ale moją duszę.

Przekonywałbym ludzi, jak bardzo są w błędzie myśląc, że nie warto się zakochać na starość. Nie wiedzą, bowiem, że starzeją się właśnie, dlatego, iż unikają miłości!

Dziecku przyprawiłbym skrzydła, ale zabrałbym mu je, gdy tylko nauczy się latać samodzielnie.

Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym, że śmierć nie przychodzi wraz ze starością, lecz z zapomnieniem (opuszczeniem).

Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę.

Nauczyłem się, że kiedy nowo narodzone dziecko chwyta swoją maleńką dłonią po raz pierwszy palec swego ojca, trzyma się go już zawsze.

Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł.

Jest tyle rzeczy, których mogłem się od was nauczyć, ale w rzeczywistości
na niewiele się one przydadzą, gdyż, kiedy mnie włożą do trumny, nie będę już żył.

Mów zawsze, co czujesz, i czyń, co myślisz.

Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym
cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem stróżem.

Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by przekazać im ostatnie życzenie.

Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć "jak mi przykro", "przepraszam", "proszę", "dziękuję" i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz.

Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni.

 -----------------------------------------------------------------------------
 Powiedz te słowa komu zechcesz. 
Teraz jest czas. Abyś nie musiał mówić i czuć tego nad grobem bliskich.

Ja, myślę o tym jaka jestem,jacy jesteśmy i dlaczego najczęściej zrobiłabym wiele, wtedy, gdy jest już na to za późno. 
Pojechała/bym, zrobiła/bym, przytuliła/bym, odwiedziła/bym..bym, bym, bym. 
Jeśli nie zrobisz tego dzisiaj, jutro będzie takie samo jak wczoraj.
Mamy tendencje do robienia czegoś /kiedyś..... pojechała/bym, zrobiła/bym, przytuliła/bym, przeprosiła/bym, powiedział/bym, bym, bym, bym, ale czas płynie i trzeba to po prostu robić. Właśnie teraz ,uświadomiłam sobie, że zrobiła/bym to wszystko. Pojechała/bym, odwiedziła/bym.....